Długo nie pisałem, ponieważ trochę się działo i czasu brakuje, więc szybko opisuję co ostatnio się wydarzyło.
15 listopada musiałem spędzić w szpitalu. W dni poprzedzające wizytę, podczas podawania czynnika, rodzice musieli używać nawet 3-4 igieł do zakłucia, ponieważ się zatykały.
Okazało się, że w kieszeni portu były skrzepy, które powodowały zapychanie igieł. Jest to poważny problem, bo może doprowadzić do całkowitej niedrożności portu, lub zakrzepicy.
Wyjściem z zaistniałej sytuacji, jest podanie heparyny wymieszanej z solą fizjologiczną. Wszystko w odpowiedniej proporcji i ilości. Nie za dużo, bo jak wiadomo heparyna rozrzedza krew a w hemofilii to wiadomo czym może się skończyć.
Korek heparynowy ma za zadanie rozpuścić skrzepy w komorze portu i cewniku, a przed ponownym podaniem czynnika, należy heparynę odciągnąć do strzykawki wraz z krwią, potem przepłukać solą i podać czynnik. Heparynę miałem 1 dzień.
Odciągnięcie heparyny wykonali sami rodzice, więc obeszło się ze szpitalem.
Teraz podawanie czynnika nie sprawia problemu, igły się nie zapychają i wszyscy jesteśmy spokojniejsi.
Dzisiaj z kolei, podczas zabawy z bratem, nabiłem sobie na czole guza giganta. Wyglądałem jak po walce bokserskiej, rodzice szybko musieli podać mi czynnik, potem zimny kompres żelowy. Na szczęście szybka reakcja rodziców, pomogła opanować wylew podskórny i grożącymi skutkami powikłaniami.
Teraz pozostał lekki ból na czole i guz wielkości śliwki (bez kolorów........., na razie). Mimo tego urazu, szybko odzyskałem wigor do zabawy i dalej szalałem, a rodzice patrzyli na mnie z przerażeniem, czasem mnie powstrzymując od kolejnego urazu.
Taki już jestem, mały Świrek :)